„Najgorzej, gdy wiesz, że musisz o
czymś zapomnieć, ale mimo wszystko pragniesz pamiętać”
Stałem przed drewnianymi drzwiami z wygrawerowanym złotym
numerem trzysta pięć. Trzymałem zaciśniętą dłoń w powietrzu, bojąc się zapukać.
Wiedziałem, że jeśli to zrobię, nie będzie odwrotu. Gdy tylko znajdę się w
środku, ponownie ujrzę twarz Caroline i się poddam. Cały wysiłek, który
włożyłem w zapomnienie odejdzie w niepamięć. Cała zasługa Lacey zostanie
niedoceniona. W końcu to ona sprawiła, że potrafiłem się uśmiechać, z nadzieją
patrzeć w przyszłość…
Może właśnie przez to odczuwałem
wątpliwości i nie potrafiłem bez wahania wyjść na spotkanie Flack? Nim poznałem
Lacey, marzyłem o tej chwili. O powrocie do Caroline, jej czułych słów, pocałunków.
Dotyku skóry. Chociaż tak bardzo mnie zraniła, wiedziałem, że bez wahania bym
jej wybaczył. A teraz?
Teraz przed oczami miałem piękną,
uśmiechniętą twarz Lacey Evans, która pojawiła się w moim życiu tak nagle…
Uśmiechałem się dzięki niej. Sprawiała, że kierowały mną uczucia, o których
wcześniej nie miałem pojęcia. Chciałem ją uszczęśliwiać, sprawić, by wszelakie
zło odeszło od niej raz na zawsze. Pragnąłem być osobą rozświetlającą jej
życie. Wiedziałem, że jeśli uśmiechała się, robiła to dla mnie. To przy mnie czuła się bezpieczna. Zaufała mi na tyle, by
opowiedzieć o przeszłości, sprawiającej jej tyle bólu.
Jak mógłbym o tym zapomnieć?
Nagle drzwi się uchyliły, ukazując
zgrabne, kobiece ciało przyodziane jedynie skąpą bielizną z falbankami.
Czerwony stanik unosił jędrne piersi, uwydatniając ich kształt. Tego samego
koloru stringi zasłaniały jedynie kobiecość Caroline, ukazując zgrabne, opalone
nogi oraz pośladki.
Uniosłem brwi, z zszokowaniem
wpatrując się w uśmiechniętą dziewczynę. Wskazała palcem, by wszedł do środka i
odwróciła się, kusząco kręcąc pupą. Czułem, jak oblewa mnie fala gorąca, a
członek twardnieje, chcąc wyskoczyć z czarnych dżinsów. Serce biło
nienaturalnym dla siebie rytmem, pobudzając fantazje. Wszystko, co niegdyś
łączyło mnie z tą dziennikarką, ożyło z podwojoną, a nawet potrojoną siłą.
Rozejrzałem się dookoła i wszedłem w głąb pomieszczenia, wpatrując się w
brunetkę. Leżała na dużym łóżku, wśród czerwonych płatków róż, rozniesionych po
całym pokoju i białej pościeli. Dostrzegłem również butelkę wina chłodzoną w
zimnej wodzie, dwa kieliszki, przyciemnione rolety oraz zapalone świecie.
Wiedziałem, do czego to wszystko
prowadziło. Myśl o tym, co będzie się działo w tym pokoju, na tym łóżku,
sprawiała, że podniecenie rosło z każdą sekundą coraz bardziej, nie
dopuszczając myśli o odejściu.
– Długo kazałeś na siebie czekać,
Harry – niski ton kobiecego głosu rozbrzmiał w mych uszach niczym propozycja
nie do odrzucenia. Postąpiłem kilka kroków w przód, z zachłannością
przyglądając się jej niemalże nagiemu ciału. Poklepała dłonią obok siebie,
dając znak, bym usiadł. Bez jakiegokolwiek oporu wykonałem polecenie, próbując
zachować zimną krew. Chciałem udawać, że w żaden sposób na mnie nie wpływała,
ale nie potrafiłem.
Pragnąłem jej, jak jeszcze nigdy.
Widziała to i świadomie wykorzystywała swe kobiece atuty.
– Tęskniłam – wyszeptała wprost do
mego ucha, oddechem głaszcząc szyję, na której po chwili złożyła krótki, pełen
namiętności pocałunek. Skierowała dłoń w stronę mej męskości, na co zesztywniałem,
oblewając się rumieńcem. – Pragnę cię, Harry. Sprawię, że nigdy nie zapomnisz
tej nocy.
Przymknąłem powieki, gdy usiadła
na mnie okrakiem, składając czuły pocałunek na rozpalonych ustach. Mimowolnie
zacisnąłem dłonie na jej nagich plecach, z zachłannością oddając pocałunek.
– T-to… To po co to rozstanie? Co
z tym twoim nowym chłopakiem? – wysapałem w chwili, gdy oderwała się ode mnie,
wciąż przymykając powieki.
– Myliłam się. To ty jesteś
chłopakiem, którego pragnę. Z którym mogę być naprawdę szczęśliwa. Kocham cię,
Harry.
To wystarczyło, by mnie złamać.
Wpiłem się w usta dziewczyny, obracając ją na plecy. Z czułością całowałem jej
szyję bez problemu pozbawiając ciała koronkowego stanika. Caroline wiła się na
łóżku, niczym tygrysica, a gdy zacząłem błądzić językiem po jej stwardniałym
sutku, jęknęła z rozkoszy.
Zdjąłem podkoszulek, przez moment
wpatrując się w przywieszoną na szyi obrączkę. Ignorując dziwne ukłucie w
sercu, zdjąłem wisiorek i rzuciłem na ziemię, po czym ponownie wpiłem się w
usta Flack, błądząc palcami po jej kobiecości, wywołując kolejne jęki rozkoszy.
– Zaraz będziemy w domu.
Wydałem z siebie cichy pomruk,
niezbyt zadowolony z owej informacji. Powrót do Londynu oznaczał spotkanie z
Lacey, z którą nie rozmawiałem od dnia, w którym wróciłem do Caroline. Nie
odbierałem od niej telefonów, nie odpisywałem na wiadomości. Wiedziałem, że
sprawiałem jej tym ból, ale nie mogłem niczego innego zrobić. Odkąd spędziłem
noc z Flack miałem ogromne poczucie winy, choć zupełnie nie wiedziałem
dlaczego. W jednej chwili przed oczami pojawiła się twarz Evans, a nie Carrie,
która wiła się na łóżku niczym rozpalona kotka. Z jakiegoś powodu nie
potrafiłem również całkowicie cieszyć się z powrotu Flack do mojego życia. Z
jej obecności, dotyku, pocałunku… Nic nie było takie jak wcześniej. Coś się
zmieniło.
Wątpliwości, poczucie winy… Jak mogłem nie zauważyć, że to było
spowodowane przez miłość do Lacey? To nie Caroline znajdowała się w moim sercu,
a właśnie ona. Jak mogłem wmawiać sobie, że tylko Caroline byłem w stanie pokochać?
Jak mogłem tak bardzo ranić Lace…
Zerknąłem w stronę Louisa. Patrzył
na mnie podejrzliwie, z wypisaną troską na twarzy. Jakby przeczuwał, w co się
znowu wplątałem. Chłopaki wiedzieli, że Caroline znajdowała się w tym samym
hotelu, co my, ale wmawiałem im, że ani razu się z nią nie widziałem.
Wiedziałem jednak, że żaden z nich nie uwierzył. Znali mnie aż za dobrze, by
nie zauważyć, że zachowywałem się zupełnie inaczej, niż wcześniej.
Samochód się zatrzymał, a ja
wyszedłem jako ostatni z zamyśleniem kierując się w stronę domu. Londyn…
Pierwszy raz pragnąłem znaleźć się od niego z daleka. Odrzucić mętlik, który
zagłębił się w myślach. Zapomnieć o poczuciu winy, będącym dla mnie czymś
irracjonalnym.
– Harry… – zatrzymałem się przed
drzwiami, czując, jak serce przyspiesza rytmu, chcąc wyrwać się z klatki
piersiowej. Ten głos… Dlaczego choć raz nie mogłem być na niego obojętny? Nie
rozumiałem, dlaczego serce z każdym wypowiedzianym przez Lacey słowem biło w
nierównomiernym tempie. Przecież byliśmy przyjaciółmi, nikim więcej.
Niepewnie odwróciłem się w jej
stronę, uciekając wzrokiem od jej smutnych, błękitnych oczu. Miała na sobie
sportową bluzę z logo Linkin Park, te same potargane, jasne dżinsy i czerwone
trampki., co zawsze. Brązowe, proste włosy luźno opadały na szczupłych
ramionach, rozwiewając się przy chłodnym powiewie wiatru. Włożyłem dłonie do
kieszeni szarych dżinsów, wpatrując się w białe trampki. Nie potrafiłem zacząć rozmowy. Nie miałem pojęcia, co mógłbym powiedzieć,
w jaki sposób wyjaśnić swoje zachowanie…
– Dlaczego mnie unikasz, Hazza?
Czy to przez to, że nie możesz być widywany w towarzystwie „dziewczyny z ulicy,
która może zaprowadzić cię na dno”? – spytała, cytując ostatnie zdanie z jednej
z plotkarskich gazet. Jej głos się załamał, a w oczach zalśniły łzy. Pierwszy
raz spojrzałem na jej twarz . Odzwierciedlała ogromny ból. Ból, który zaatakował ze zdwojoną siłą moje serce.
– To nie dlatego, Lace… Po prostu
nie miałem czasu…
– Nie kłam, Harry. Zniosę
wszystko, tylko nie kłamstwa – poprosiła, postępując kilka kroków naprzód. – Co
się zmieniło, że nie zasługuje nawet na twoją szczerość?
– Mówię prawdę. Byłem zajęty z…
Caroline – wykrztusiłem, spuszczając głowę. Nie potrafiłem dłużej patrzeć w jej
oczy i nie czuć tego cholernego poczucia winy. Odnosiłem wrażenie, że ranię nie
tylko ją, ale również samego siebie. Jakby znaczyła dla mnie zdecydowanie
więcej, niż zwykła przyjaciółka. Jakbym się w niej zakochał… Odrzuciłem od siebie tę myśl, dodając: – Wróciliśmy do
siebie, chciałem spędzić z nią więcej czasu. Przepraszam…
Cisza, która nastąpiła po
wypowiedzeniu tych słów sprawiała mi ból. Tak samo, jak widok Lacey, i świadomość,
że dziś znów spotkam się z Carrie. Nie potrafiłem tego wyjaśnić, ale stanie
tutaj z Lace, po tym wszystkim, co się wydarzyło nie było już tak swobodne, jak
dawniej. A wszystko przeze mnie…
– Jesteś szczęśliwy, Harry? Czy
jesteś z nią szczęśliwy? – spytała Evans ze spuszczoną głową. – Jeśli tak, to w
porządku. Tylko dlaczego nie dostrzegam uśmiechu na twojej twarzy? Dlaczego nie
jesteś taki radosny, jak w dniach, w których uczyłeś się żyć bez niej? Ona
odbiera twój uśmiech!
– Przestań Lacey! Ty niczego nie
rozumiesz! – wykrzyczałem, zaciskając dłonie w pięściach. Sam nie wiedziałem,
co wywołało we mnie tyle gniewu, ale nie potrafiłem tego powstrzymać. Zbliżyłem
się do dziewczyny, patrząc wprost w jej błękitne tęczówki. Dostrzegłem w nich łzy.
– Zdjąłeś wisiorek – zauważyła,
spoglądając na moją szyję, a z jej oczu poleciały pierwsze łzy. Zdezorientowany
podążyłam za jej wzrokiem, zdając sobie sprawę, że zapomniałem włożyć
naszyjnik, który mi podarowała. – Niepotrzebnie
tu przyszłam.
Odwróciła się na pięcie i zaczęła
iść przed siebie przyspieszonym krokiem. Zakląłem pod nosem i mimowolnie
ruszyłem ku niej, chwytając za ramiona. Okręciłem ją i przytuliłem.
Nie potrafiłem pozwolić jej odejść i nie czuć tego bólu w sercu. Myśl,
że mogłem jej już więcej nie ujrzeć sztyletowała duszę, zadając świeże rany.
– Zostaw mnie, Harry. Proszę, nie
przeciągaj tego. Wszystko rozumiem…
– Niczego nie rozumiesz, Lace –
przerwałem, kładąc dłonie na jej mokrych od łez policzkach i spoglądając wprost
w błękitne tęczówki. – Nie chcę cię stracić. Nie zniosę tego… Nie chcę, żeby
mój powrót do Caroline zniszczył to, co nas łączy. Rozumiemy siebie jak nikt
inny. Tylko ty potrafisz sprawić, że do mojego świata wraca radość. Nie odchodź…
Nie zabieraj mi siebie… Proszę.
Poczułem, jak dziewczyna odsuwa
mnie od siebie, spuszczając głowę. Bałem się tego, co za chwilę usłyszę.
Czułem, że moje zachowanie ją zraniło. Zawiodłem osobę, na której tak bardzo mi
zależało… Nie chciałem tego, jednak wyszło tak, a nie inaczej. Czy właśnie
miałem stracić jedną z najważniejszych osób w moim życiu?
– Problem w tym, że jesteś ślepy
na pewne rzeczy – oznajmiła spokojnym głosem, posyłając mi uważne spojrzenie. –
Wypowiadasz tyle słów, nie zdając sobie sprawy z tego, jaką posiadają w sobie
moc. Jak potrafią ranić, dawać nadzieje.
– Nie rozumiem…
– Nim zrozumiesz będzie za późno. Mnie
już tu nie będzie.
Chciałem iść za nią, jednak
uznałem, że powinienem pozwolić jej odejść. Potrzebowała czasu, tak samo jak
ja. Tylko dlaczego znów usłyszałem z jej słów, że jej nie będzie… Wiele razy dawała
mi do zrozumienia, że nie pozostało jej wiele czasu. Że chce się cieszyć chwilą.
Wcześniej nie zastanawiałem się nad sensem tych pojedynczych zdań, jednak w
obecnej chwili zaczęły mnie one niepokoić. Odtworzyłem a pamięci dzień, w
którym Lacey przyszła do mnie z „Koizorą”. Przeszła przeze mnie myśl, że Evans
mogła mieć coś wspólnego z Hiro - głównym bohaterem owej dramy. Czy to możliwe,
że była chora?
Przerażony, odrzuciłem od siebie
niepokojącą myśl, pospiesznie wchodząc do mieszkania. Nie chciałem wierzyć w
to, że jedynym miejscem, w którym będę mógł odwiedzać Acey będzie cmentarz. To
nie mogła być prawda! Na pewno coś źle zrozumiałem, wyciągałem zbyt pochopne
wnioski…
Wszedłem na pierwszy schodek, gdy
rozdzwonił się mój telefon. Niechętnie wyciągnąłem przedmiot z kieszeni,
spoglądając na wyświetlacz, gdzie ujrzałem imię ukochanej. Nacisnąłem czerwoną
słuchawkę i w przyspieszonym tempie ruszyłem na górę, gdzie znajdował się mój
pokój. Potrzebowałem ciszy. Samotności. Musiałem wszystko ułożyć sobie w jedną
całość. W coś logicznego, co miało sens.
W końcu ludzie nie umierają od
tak, prawda?
Są zdrowi, żyją, a nagle ich nie
ma…
Przecież to nie możliwe!
Otworzyłem z rozmachem drzwi, gdy
moim oczom ukazała się twarz Louisa. Nie tyle troskliwa, co wściekła. Zdezorientowany
patrzyłem, jak podchodzi do mnie z niebezpiecznymi ognikami w szaro-zielonych
tęczówkach.
– Co ty znowu odwalasz, Hazza?! –
wykrzyczał, ściskając dłonie na mojej koszuli w kratę. Był naprawdę wściekły. – Jak mogłeś wrócić do
Flack po tym wszystkim?! Jak możesz tak bardzo krzywdzić Lacey, skoro mówiłeś,
że ci na niej zależy?! Dlaczego bawisz się jej uczuciami?!
– Louis, spokojnie. Przecież ja
się nikim nie bawię, Lace to moja przyjaciółka…
– Jesteś ślepym idiotą! Jak możesz
nie zauważać czegoś tak oczywistego?! Dawałeś jej nadzieje, a teraz wracasz do
baby, która tak naprawdę ma cię gdzieś! Kiedy ty w końcu otworzysz oczy?!
– Przestań! Caroline zrozumiała,
że…
– Zobaczyła w prasie, że możesz
związać się z kimś innym i dlatego wróciła! Namiesza ci w głowie i znów
odejdzie! A wtedy już nie będzie przy tobie Lacey, bo stracisz ją z własnej
głupoty! Kochasz ją debilu, jak możesz tego nie dostrzegać?!
– Wyjdź! Zostaw mnie w spokoju,
słyszysz?! – wskazałem na wyjście, a Tomlinson opuścił pomieszczenie w
ekspresowym tempie.
Zatrzasnąłem drzwi, po czym
rzuciłem się na łóżko, wyrzucając z siebie głośne przekleństwo. Pierwszy raz
widziałem, by Louis Tomlinson mógł być aż tak wściekły. Jeszcze nigdy nie
spotkałem się z tym, by obrażał jednego z przyjaciół. A teraz padło na mnie… W
dodatku wypowiadał słowa, których nie rozumiałem albo i nie chciałem rozumieć. Jak
mógł powiedzieć, że kochałem Lacey? Skąd mu to przyszło do głowy?! Chyba to ja
wiedziałem lepiej, kogo darzyłem pokochałem, nie on! To Caroline była moją
pierwszą miłością. To ona zajęła drugą połówkę mego serca. Lace to tylko
przyjaciółką. Co prawda bardzo ważna, ale jednak przyjaciółka.
Chociaż… Czy to nie ona
powodowała, że poznawałem uczucia, o których wcześniej nie miałem bladego
pojęcia?
Czy to nie ona potrafiła sprawić,
że całe zło i smutek świata odchodził gdzieś daleko, a jego miejsce zastępowało
szczęście?
Wyjąłem z kieszeni naszyjnik i
uniosłem go na wysokości oczu.
Forever In My Heart, przeczytałem w myślach, a w okolicach serca poczułem
dziwny ból. Nie potrafiłem sprecyzować, dlaczego się pojawił, ani co oznaczał.
W tamtej chwili wiedziałem tylko jedno.
Bez względu na wszystko nie mogłem pozwolić Lacey odejść. Ani dziś,
ani jutro, ani nigdy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz