„Zbyt rzadko w życiu zdarza się taka magia, aby
pozwolić jej teraz tak po prostu zniknąć”
Trzymałem
Lacey w ramionach, nie opuszczając jej ani na sekundę. Gdy tylko chciałem
znaleźć włącznik, by w pomieszczeniu zapanowała jasność, dziewczyna zacisnęła
dłonie na moim płaszczu, błagając, bym jej nie zostawiał. Od tamtej chwili
trwaliśmy w uścisku, pośród ciemności panującej w pomieszczeniu. Nie
rozmawialiśmy. Chciałem przerwać panującą dookoła ciszę, ale nie miałem
pojęcia, od czego zacząć. Brunetka przeze mnie znalazła się w tak przerażającej
ją sytuacji. Była bardziej wystraszona, niż w chwili, gdy ujrzałem ją po raz
pierwszy. Zastanowiły mnie jednak jej słowa: „To znowu się stanie… Dopadną
mnie”. Kto miał ją dopaść? Dlaczego? Co miało się stać? Nie rozumiałem tego,
ale wiedziałem, że miało to coś wspólnego z tajemniczością Lacey. Z czymś,
czego nie chciała wyjawiać. Nie mogłem jej winić za nieufność wobec mojej osoby
- wciąż byłem dla niej kimś obcym. To, że wyjawiałem jej swoje sekrety wcale
nie oznaczało, że musiała robić to samo. Dlatego pragnąłem za wszelką cenę
zdobyć jej zaufanie.
Chciałem, by wyjawiła mi swoje sekrety. Pragnąłem jej pomóc w
uniesieniu ciężaru, który trzymała na swych barkach. Nie spodziewałem się
jednak, że mogła żyć w ciągłym strachu. Osamotniona.
To, czego dowiedziałem się o niej później, całkowicie mnie przeraziło.
Sprawiło, że nie wiedziałem, jak się zachowywać. Raniłem ją jeszcze bardziej.
Niespodziewanie w pomieszczeniu
zrobiło się jasno, a z dołu dochodziło nawoływanie Louisa. Zerknąłem na bladą
twarz Evans. Spała, opierając głowę na mojej klatce piersiowej. Wyglądała tak
spokojnie… Nie chciałem jej budzić, odbierając chwili spokoju, jednak Tomlinson
zrobił to za mnie.
– Jak mogliście dać się zamknąć w
bibliotece? Dlaczego twój głos był taki przerażony, Harry?!
Lacey uniosła powieki,
wyswobadzając się z uścisku. Nieodgadnionym wzrokiem rozglądała się po
pomieszczeniu, celowo omijając moją twarz. Poczułem się tak, jakbym popełnił
niewybaczalny błąd, który całkowicie zraził do mnie Acey. A przecież nie chciałem tego. Niczego nie zrobiłem
celowo.
– No, Harry. Mam nadzieję, że masz
jakieś usprawiedliwienie, ponieważ popsułeś nam randkę – odparła Eleanor, która
pojawiła się za plecami Lou, krzyżując ręce na piersi. Patrzyła na mnie z
rozbawieniem.
– Cześć, Eleanor…
Nagle Lace zerwała się na równe
nogi, biegiem kierując się w stronę wyjścia. Bez żadnego słowa. Po prostu
zaczęła uciekać, a ja pod wpływem impulsu, ruszyłem za nią. Nie miałem pojęcia,
co się stało. Dlaczego zachowywała się w tak dziwny, a zarazem niezrozumiały
dla mnie sposób?
Dlaczego ja zachowywałem się tak, jakby mi na niej zależało, choć
wcale tak nie było? Nie liczyła się dla mnie żadna inna dziewczyna, prócz
Caroline. A mimo to biegłem za Lacey, nawołując jej imię.
Nie interesował mnie chłodny
wiatr, który nieprzyjemnie drapał gardło. Krzyczałem ile sił w płucach,
błagając Lace, by się zatrzymała. Ale ona biegła przed siebie, omal nie
wywracając się na betonowym krawężniku. Wiedziałem, że moje gardło źle zniesie
tę gonitwę, ale nie zamierzałem się poddać. Przyspieszyłem, aż w końcu udało mi
się złapać dziewczynę za rękę i zatrzymać.
– Dlaczego się tak zachowujesz? –
Spytałem na wdechu, próbując uspokoić przyspieszony oddech i bicie serca.
Zmęczyłem się.
– Daj mi spokój – nakazała,
próbując wyrwać się z uścisku, jednak skutecznie jej to uniemożliwiłem. Stanąłem
naprzeciwko, patrząc na jej twarz. Była zagubiona. – Puść mnie! – Krzyknęła, a
w jej oczach zalśniły łzy.
Wpatrywałem się w nią przerażony,
nie mając pojęcia, co zrobić. Jeszcze nigdy nie znalazłem się w tak
przerastającej mnie sytuacji. Nie rozumiałem zachowania Lacey i nie wiedziałem,
czy to źle. Może powinienem zostawić ją w spokoju?
Chciałem dać jej po prostu odejść. Tłumaczyłem sobie, że to przecież i
tak nie miało żadnego znaczenia. Nic nas nie łączyło. A jednak nie potrafiłem
tego zrobić. Spoglądałem na nią z nadzieją, pragnąc, by poprosiła, żebym
został. Tak jak wcześniej.
Rozluźniłem uścisk, a Evans
wyrwała dłoń, posyłając pełne wyrzutu spojrzenie.
– Nie chcę cię więcej widzieć,
Harry – oznajmiła, a serce cisnęło mi się do gardła. – Tak będzie lepiej dla
nas oboje.
Odeszła, pozostawiając echo swych
słów, które odbijało się w mej głowie, niczym piłeczka pingpongowa. Patrzyłem,
jak znika gdzieś za rogiem, nie odwracając się przy tym ani razu. Nie
rozumiałem powodu jej nagłej decyzji. Dlaczego mieliśmy się nigdy więcej nie
spotkać? Przecież dobrze bawiliśmy się w swoim towarzystwie. Potrafiła mnie
wysłuchać, odgonić myśli krążące wokół Caroline. Sprawiała, że się uśmiechałem. Dlaczego chciała mnie teraz opuścić?
Po tym, gdy pozwoliła wierzyć, że kiedyś przyjdzie zapomnienie. Przecież
obiecała, że mi w tym pomoże. Chciałem,
by mi pomogła.
– Harry, co jest z twoim głosem?
Nie brzmi najlepiej – usłyszałem zatroskany głos Nialla, który przysiadł na
ciemnobrązowych panelach w sali prób.
Upiłem łyk wody, próbując
uśmierzyć palący ból w gardle, który nie pozwolił mi porządnie zaśpiewać swojej
solówki. Minął tydzień od ostatniego spotkania z Lacey Evans. W wolnej chwili
chodziłem do „Rain Cafe”, mając nadzieję, że ją zobaczę. Chciałem, by mi
wszystko wytłumaczyła. Wytłumaczyła, co zrobiłem nie tak, skoro nie chciała
mnie już więcej widzieć. Dlaczego uciekła? Dlaczego
tak bardzo mnie to bolało?
Od tamtego czasu byłem wrakiem
człowieka, zmagającym się z myślami, które za nic nie chciały opuścić mojego
umysłu. Jak nie tęskniłem za Caroline, wylewając kolejne łzy, tak przesiadywałem
w kawiarni godzinami, wypatrując sylwetki tajemniczej malarki.
Wtedy pierwszy raz odczułem brak bliskości Lace. Obwiniałem się o to,
że odeszła. Nie wiedziałem, czy to przez tę sytuację w bibliotece, czy był
jakiś inny powód, ale wcale nie musiałem tego wiedzieć. Nie potrzebowałem
żadnych wytłumaczeń. Pragnąłem tylko, by los ponownie postawił Acey na mojej
drodze. Chciałem z nią porozmawiać. Sprawić, by przy mnie została.
Westchnąłem, przyłapując się na
tym, że znów krążę myślami wokół Evans. Nieważne, jak bardzo starałem się o
niej zapomnieć, wciąż przed oczami miałem jej twarz. Przepełnioną
niewyobrażalnym bólem, którego nie rozumiałem.
– Wciąż nie dała żadnego znaku
życia? Nie widziałeś jej?
Spojrzałem w stronę Lou, przecząco
kiwając głową. Chciałem, by odpowiedź była inna, ale nie mogłem nic na to
poradzić. Byłem zupełnie bezradny.
– O kim mowa? O tej malarce, co
stworzyła genialną karykaturę Simona? – Zagadnął Liam, a ja przytaknąłem.
Z uśmiechem wróciłem wspomnieniami
do dnia, w którym spotkałem Lace po raz drugi. Była zamknięta w sobie, ale coś
sprawiało, że mi to nie przeszkadzało. Ja mówiłem, ona słuchała. Samą
obecnością dawała ukojenie złamanemu sercu, które choć na chwilę zapominało o
utraconej miłości. A teraz? Teraz nie potrafiłem sobie poradzić z chaosem
panującym w umyśle.
Nienawidziłem Lacey za to, że
zostawiła mnie z tą cholerną niepewnością i poczuciem winy. Widziałem jej łzy i
strach. Przytuliłem, chcąc dodać otuchy, a
ona mnie zostawiła. Tak po prostu. Bez żadnego słowa wyjaśnienia, czy
chociażby głupiego „przepraszam”.
Jak mogła tak postąpić? Czy to
było w porządku?!
– Dlaczego po prostu jej wszyscy
nie poszukamy? Jest nas pięciu, ona jedna. Skoro Harry’emu tak zależy na
spotkaniu z tą dziewczyną, to chyba powinniśmy pomóc – stwierdził Horan,
przeczesując palcami blond grzywę.
– Harry to powinien teraz leżeć w
łóżku i leczyć swoje gardło. Za kilka dni mamy koncert, jak ma na nim
zaśpiewać? – Odparł Liam, przysiadając obok lokatego.
Miał rację, ale to wcale nie oznaczało,
że zamierzałem się do tego dostosować. Nie potrafiłbym nawet zasnąć z natłoku
myśli i nurtujących pytań. Czym prędzej odnajdę Lacey, tym wcześniej pozbędę
się wszelakich wątpliwości i spróbuje ją do siebie przekonać.
Nie odpuszczę, dopóki nie da mi
szansy.
– Lacey spotykaliśmy w pobliżu
Regent Street – zaczął zamyślony Lou, uważnie analizując coś w myślach. –
Jestem pewien, że mieszka gdzieś w pobliżu. Jeśli dobrze się rozejrzymy, możemy
ją znaleźć. Sam jestem ciekaw, dlaczego tamtego wieczoru zachowała się w tak
dziwny sposób… przecież nie zrobiłeś nic złego. To nie twoja wina, że światło
zgasło i zostaliście zamknięci w bibliotece. A teraz czujesz się przez to
winny…
Może i nie była to moja wina, ale
to ja ją tam zaprowadziłem. Zabrałem do miejsca, które zawsze towarzyszyło do
spotkań z Caroline. Okrzyknęła je „naszym” miejscem, o którym nikt ze znajomych
nie mógł się dowiedzieć. A ja zabrałem tam Lace, łamiąc przy tym przysięgę.
Dopiero w tej chwili to zrozumiałem. I choć Flack mnie zostawiła, to wciąż było
„nasze” miejsce. Jedyne, w którym nie musieliśmy się przed nikim ukrywać.
Zabranie tam, Evans i jej odejście było karą za nie dotrzymanie słowa. I choć
to Caroline pierwsza ją złamała, odchodząc, to ja czułem się źle. Jakbym
popełnił niewybaczalny błąd, przez który mogłem coś stracić. Coś bardzo ważnego.
– Harry, zawiąż sobie żal wokół
szyi, żebyś się bardziej nie przeziębił – nakazał Zayn, zakładając
biało-niebieską bejsbolówkę. – Idziemy na poszukiwanie tej twojej malarki.
Tylko musisz dać nam jakąś wskazówkę, dzięki której ją rozpoznamy. Wiesz… tylko
ty i Lou ją widzieliście.
Uśmiechnąłem się z wdzięcznością,
energicznie ruszając w stronę wieszaków. Czułem się podekscytowany myślą, że
być może dziś ją zobaczę. Wierzyłem w
pomoc chłopaków. Nie potrafiłem wyrazić słowami tego, jak bardzo podbudowali w obecnej
chwili moją wiarę.
Miałem jedynie nadzieję, że Acey
będzie chciała mnie wysłuchać, choć sam do końca jeszcze nie wiedziałem, co
chciałem jej powiedzieć. Gdy tylko spojrzę w te przepiękne, błękitne tęczówki,
słowa same przyjdą. Oby tylko zdołały sprawić, by dziewczyna dała mi szansę na
trwanie przy jej boku. Jako przyjaciel. Towarzysz. Potrzebowałem jej obecności, by zapomnieć o Caroline. Dlatego nie
mogłem pozwolić jej odejść. Nie teraz.
♪
Schowałem twarz w wysokim
kołnierzu płaszcza, wyglądając znad brwi na opustoszały most Westminsterski.
Poza mrokiem, który otaczał mnie jak bezkresna otchłań, zostałem otoczony przez
ciszę. Z każdym krokiem czułem, jak serce niebezpiecznie przyspieszało rytmu.
Odczuwałem jej obecność. Była
tu. I chociaż dopiero po chwili ujrzałem dziewczęcą sylwetkę,
opierającą się o niską poręcz, wiedziałem, że to ona.
Patrzyła w dół. Długie, proste włosy zakrywały
jej twarz, jednak ja wiedziałem, że to była Lacey. Serce nigdy by mnie nie
oszukało. Nie zachowywało się w ten sposób nawet przy Caroline. Stąd
wiedziałem, że w końcu ją odnalazłem.
I nie zamierzałem tak łatwo odejść. Najpierw musiała mnie wysłuchać i wyjaśnić,
co działo się w jej głowie. Dlaczego
zaczęła mnie unikać i powiedziała, że tak będzie lepiej dla nas oboje. Czy
naprawdę nie dostrzegała tego, że stała się dla mnie podporą? Potrzebowałem
jej.
Stanąłem za plecami dziewczyny,
gdy usłyszałem szloch. Cichy, pełen niewyobrażalnego bólu, który sztyletował me
serce. Patrzyłem na nią chwilę w osłupieniu, chcąc ją przytulić, powiedzieć, że
jestem przy niej i nie odejdę. Pragnąłem, by otworzyła się przede
mną i pozwoliła sobie pomóc. Chciałem się odwdzięczyć.
Bałem się jednak wykonać tak
śmiały gest. Co, jeśli przez niego całkowicie stracę Lace? Nie miałem pojęcia,
jak zareaguje… Nie znałem jej.
– Lacey… – wyszeptałem z troską, a
dziewczyna drgnęła, słysząc swoje imię. Podszedłem bliżej, opierając się o
poręcz i spoglądając w jej stronę. Wiatr rozwiał długie kosmyki włosów, a
światło pobliskiej latarni pozwoliło dojrzeć nowe rany na jej bladej twarzy.
Sińce i krew spływającą po lewym, zranionym policzku. Ktoś ją uderzył. Znowu. –
Lacey…
– Czy nie prosiłam cię o to, byśmy
się już więcej nie spotkali? Dlaczego tu jesteś, Harry? Dlaczego mi to robisz? –
Spytała głosem pełnym wyrzutów, a po jej policzkach spłynęła słona,
krystaliczna ciecz.
Chęć przytulenia jej stawała się
coraz potężniejsza. Widząc jej cierpienie, odczuwałem niewyobrażalny ból, który
stawał się silniejszy z każdą wylaną przez nią
łzą. Cierpiałem, ponieważ ona cierpiała.
– Szukałem cię, Lacey. Codziennie
siedziałem w „Rain Cafe”, z nadzieją patrząc na ulicę. Ale ciebie tam nie było – ostatnie słowa wypowiedziałem z żalem. –
Tak nagle odeszłaś, niczego nie wyjaśniając. Jeżeli to przeze mnie, powiedz.
Ale nie każ odejść, ponieważ z jakiegoś powodu nie mogę tego zrobić. Możesz
uznać mnie za głupca, ale i tak cię nie
zostawię. Proszę, pozwól mi być twoim przyjacielem. Zaufaj mi.
Odwróciła wzrok, a ja stanąłem za
jej plecami, obejmując ramionami. Nie wyrwała się. Płakała, ściskając dłonie na
poręczy. Oparłem głowę na jej delikatnym ramieniu, a w mych oczach pojawiły się
łzy. Odczuwałem jej cierpienie, a jedynie, co mogłem zrobić, to przy niej być.
Musiała mi tylko na to pozwolić.
– Nie jesteś sama. Choć znamy się bardzo krótko, stałaś się dla mnie
kimś ważnym. Nie mogę patrzeć na twoje cierpienie, Lace. Na to, jak ktoś cię krzywdzi.
Możesz mieć przede mną tajemnice, ale pozwól mi trwać przy twoim boku. Nie zawiodę. Obiecuję.
Wybuchnęła głośnym szlochem,
kładąc dłonie na moich. Pozwoliłem na spłynięcie własnym łzom, nie wypuszczając
dziewczyny z ramion. Nie musiała nic mówić. Wiedziałem, co czuła. Nie
potrzebowaliśmy słów, by doskonale się rozumieć. Dlatego połączyła nas silna,
nikomu nieznana więź. Nawet ja sam z początku nie potrafiłem jej sprecyzować.
Nie zdawałem sobie sprawy z tego, że w tamtej chwili dałem jej
nadzieję. Z czasem zaczęła żywić do mnie głębsze uczucie, a ja nieświadomie ją
raniłem, dając kolejne powody ku temu, by wierzyła w nas. A gdy wracałem do przeszłości, do Caroline, opowiadając Lace o
swoich uczuciach - wbijałem nóż prosto w jej kruche serce. Dziś to rozumiem. Dziś
nie popełniłbym tego samego błędu. Nie pozwoliłbym jej ostatecznie odejść.
................................................................................................................................................................................. ............................................................................ ........................................ ...................................... ...................... ... ... ... ... ... ... ... ... ... .. ... ...
OdpowiedzUsuńlovelovelovelove <33 ahhh
OdpowiedzUsuńspac mi sie chce ale jeszcze jeden rozdział przeczytam <3
Czy naprawdę potrzebujesz magii miłości, aby przywrócić byłego kochanka lub poślubić swoje małżeństwo? chubygreat@gmail.com, aby uzyskać szybkie 48-godzinne rozwiązanie. Rok i sześć miesięcy temu miałam problem z mężem, byliśmy w separacji. Kiedy ze mną zerwał, byłam zdezorientowana i nie wiedziałam, co zrobić, żeby go odzyskać, czułam się taka pusta w środku. Dopóki nie natknąłem się na chubygreat w Internecie o tym, jak pomógł wielu ludziom rozwiązać tam różne problemy. Wysłałem mu e-mail i opowiedziałem mu o swoim problemie i zrobiłem to, o co mnie poprosił, aby mi pomóc, krótko skróciłem długą historię, zanim się zorientowałem, w mniej niż 48 GODZIN mój mąż zadzwonił do mnie i wrócił do mnie, a on mi powiedział przepraszał za to, co się działo między nami dwojgiem. Na koniec piszę to świadectwo, aby podziękować i wyrazić moją głęboką wdzięczność chubygreatowi za dotrzymanie twoich słów i obietnic, że sprowadziłeś go z powrotem w ciągu zaledwie 24 godzin od potężnego rzucania zaklęć i za użycie twoich utalentowanych i wielkich mocy. sprowadzić go z powrotem. Jeśli potrzebujesz jego pomocy, możesz wysłać mu e-mail na adres: chubygreat@gmail.com Możesz również wysłać mu WhatsApp na numer +2348165965904
OdpowiedzUsuń