15.07.2012

Rozdział szósty

„Zbyt rzadko w życiu zdarza się taka magia, aby pozwolić jej teraz tak po prostu zniknąć”

Trzymałem Lacey w ramionach, nie opuszczając jej ani na sekundę. Gdy tylko chciałem znaleźć włącznik, by w pomieszczeniu zapanowała jasność, dziewczyna zacisnęła dłonie na moim płaszczu, błagając, bym jej nie zostawiał. Od tamtej chwili trwaliśmy w uścisku, pośród ciemności panującej w pomieszczeniu. Nie rozmawialiśmy. Chciałem przerwać panującą dookoła ciszę, ale nie miałem pojęcia, od czego zacząć. Brunetka przeze mnie znalazła się w tak przerażającej ją sytuacji. Była bardziej wystraszona, niż w chwili, gdy ujrzałem ją po raz pierwszy. Zastanowiły mnie jednak jej słowa: „To znowu się stanie… Dopadną mnie”. Kto miał ją dopaść? Dlaczego? Co miało się stać? Nie rozumiałem tego, ale wiedziałem, że miało to coś wspólnego z tajemniczością Lacey. Z czymś, czego nie chciała wyjawiać. Nie mogłem jej winić za nieufność wobec mojej osoby - wciąż byłem dla niej kimś obcym. To, że wyjawiałem jej swoje sekrety wcale nie oznaczało, że musiała robić to samo. Dlatego pragnąłem za wszelką cenę zdobyć jej zaufanie.
Chciałem, by wyjawiła mi swoje sekrety. Pragnąłem jej pomóc w uniesieniu ciężaru, który trzymała na swych barkach. Nie spodziewałem się jednak, że mogła żyć w ciągłym strachu. Osamotniona. To, czego dowiedziałem się o niej później, całkowicie mnie przeraziło. Sprawiło, że nie wiedziałem, jak się zachowywać. Raniłem ją jeszcze bardziej.
Niespodziewanie w pomieszczeniu zrobiło się jasno, a z dołu dochodziło nawoływanie Louisa. Zerknąłem na bladą twarz Evans. Spała, opierając głowę na mojej klatce piersiowej. Wyglądała tak spokojnie… Nie chciałem jej budzić, odbierając chwili spokoju, jednak Tomlinson zrobił to za mnie.
– Jak mogliście dać się zamknąć w bibliotece? Dlaczego twój głos był taki przerażony, Harry?!
Lacey uniosła powieki, wyswobadzając się z uścisku. Nieodgadnionym wzrokiem rozglądała się po pomieszczeniu, celowo omijając moją twarz. Poczułem się tak, jakbym popełnił niewybaczalny błąd, który całkowicie zraził do mnie Acey. A przecież nie chciałem tego. Niczego nie zrobiłem celowo.
– No, Harry. Mam nadzieję, że masz jakieś usprawiedliwienie, ponieważ popsułeś nam randkę – odparła Eleanor, która pojawiła się za plecami Lou, krzyżując ręce na piersi. Patrzyła na mnie z rozbawieniem.
– Cześć, Eleanor…
Nagle Lace zerwała się na równe nogi, biegiem kierując się w stronę wyjścia. Bez żadnego słowa. Po prostu zaczęła uciekać, a ja pod wpływem impulsu, ruszyłem za nią. Nie miałem pojęcia, co się stało. Dlaczego zachowywała się w tak dziwny, a zarazem niezrozumiały dla mnie sposób?
Dlaczego ja zachowywałem się tak, jakby mi na niej zależało, choć wcale tak nie było? Nie liczyła się dla mnie żadna inna dziewczyna, prócz Caroline. A mimo to biegłem za Lacey, nawołując jej imię.
Nie interesował mnie chłodny wiatr, który nieprzyjemnie drapał gardło. Krzyczałem ile sił w płucach, błagając Lace, by się zatrzymała. Ale ona biegła przed siebie, omal nie wywracając się na betonowym krawężniku. Wiedziałem, że moje gardło źle zniesie tę gonitwę, ale nie zamierzałem się poddać. Przyspieszyłem, aż w końcu udało mi się złapać dziewczynę za rękę i zatrzymać.
– Dlaczego się tak zachowujesz? – Spytałem na wdechu, próbując uspokoić przyspieszony oddech i bicie serca. Zmęczyłem się.
– Daj mi spokój – nakazała, próbując wyrwać się z uścisku, jednak skutecznie jej to uniemożliwiłem. Stanąłem naprzeciwko, patrząc na jej twarz. Była zagubiona. – Puść mnie! – Krzyknęła, a w jej oczach zalśniły łzy.
Wpatrywałem się w nią przerażony, nie mając pojęcia, co zrobić. Jeszcze nigdy nie znalazłem się w tak przerastającej mnie sytuacji. Nie rozumiałem zachowania Lacey i nie wiedziałem, czy to źle. Może powinienem zostawić ją w spokoju?
Chciałem dać jej po prostu odejść. Tłumaczyłem sobie, że to przecież i tak nie miało żadnego znaczenia. Nic nas nie łączyło. A jednak nie potrafiłem tego zrobić. Spoglądałem na nią z nadzieją, pragnąc, by poprosiła, żebym został. Tak jak wcześniej.
Rozluźniłem uścisk, a Evans wyrwała dłoń, posyłając pełne wyrzutu spojrzenie.
– Nie chcę cię więcej widzieć, Harry – oznajmiła, a serce cisnęło mi się do gardła. – Tak będzie lepiej dla nas oboje.
Odeszła, pozostawiając echo swych słów, które odbijało się w mej głowie, niczym piłeczka pingpongowa. Patrzyłem, jak znika gdzieś za rogiem, nie odwracając się przy tym ani razu. Nie rozumiałem powodu jej nagłej decyzji. Dlaczego mieliśmy się nigdy więcej nie spotkać? Przecież dobrze bawiliśmy się w swoim towarzystwie. Potrafiła mnie wysłuchać, odgonić myśli krążące wokół Caroline. Sprawiała, że się uśmiechałem. Dlaczego chciała mnie teraz opuścić? Po tym, gdy pozwoliła wierzyć, że kiedyś przyjdzie zapomnienie. Przecież obiecała, że mi w tym pomoże. Chciałem, by mi pomogła.


– Harry, co jest z twoim głosem? Nie brzmi najlepiej – usłyszałem zatroskany głos Nialla, który przysiadł na ciemnobrązowych panelach w sali prób.
Upiłem łyk wody, próbując uśmierzyć palący ból w gardle, który nie pozwolił mi porządnie zaśpiewać swojej solówki. Minął tydzień od ostatniego spotkania z Lacey Evans. W wolnej chwili chodziłem do „Rain Cafe”, mając nadzieję, że ją zobaczę. Chciałem, by mi wszystko wytłumaczyła. Wytłumaczyła, co zrobiłem nie tak, skoro nie chciała mnie już więcej widzieć. Dlaczego uciekła? Dlaczego tak bardzo mnie to bolało?
Od tamtego czasu byłem wrakiem człowieka, zmagającym się z myślami, które za nic nie chciały opuścić mojego umysłu. Jak nie tęskniłem za Caroline, wylewając kolejne łzy, tak przesiadywałem w kawiarni godzinami, wypatrując sylwetki tajemniczej malarki.
Wtedy pierwszy raz odczułem brak bliskości Lace. Obwiniałem się o to, że odeszła. Nie wiedziałem, czy to przez tę sytuację w bibliotece, czy był jakiś inny powód, ale wcale nie musiałem tego wiedzieć. Nie potrzebowałem żadnych wytłumaczeń. Pragnąłem tylko, by los ponownie postawił Acey na mojej drodze. Chciałem z nią porozmawiać. Sprawić, by przy mnie została.
Westchnąłem, przyłapując się na tym, że znów krążę myślami wokół Evans. Nieważne, jak bardzo starałem się o niej zapomnieć, wciąż przed oczami miałem jej twarz. Przepełnioną niewyobrażalnym bólem, którego nie rozumiałem.
– Wciąż nie dała żadnego znaku życia? Nie widziałeś jej?
Spojrzałem w stronę Lou, przecząco kiwając głową. Chciałem, by odpowiedź była inna, ale nie mogłem nic na to poradzić. Byłem zupełnie bezradny.
– O kim mowa? O tej malarce, co stworzyła genialną karykaturę Simona? – Zagadnął Liam, a ja przytaknąłem.
Z uśmiechem wróciłem wspomnieniami do dnia, w którym spotkałem Lace po raz drugi. Była zamknięta w sobie, ale coś sprawiało, że mi to nie przeszkadzało. Ja mówiłem, ona słuchała. Samą obecnością dawała ukojenie złamanemu sercu, które choć na chwilę zapominało o utraconej miłości. A teraz? Teraz nie potrafiłem sobie poradzić z chaosem panującym w umyśle.
Nienawidziłem Lacey za to, że zostawiła mnie z tą cholerną niepewnością i poczuciem winy. Widziałem jej łzy i strach. Przytuliłem, chcąc dodać otuchy, a ona mnie zostawiła. Tak po prostu. Bez żadnego słowa wyjaśnienia, czy chociażby głupiego „przepraszam”.
Jak mogła tak postąpić? Czy to było w porządku?!
– Dlaczego po prostu jej wszyscy nie poszukamy? Jest nas pięciu, ona jedna. Skoro Harry’emu tak zależy na spotkaniu z tą dziewczyną, to chyba powinniśmy pomóc – stwierdził Horan, przeczesując palcami blond grzywę.
– Harry to powinien teraz leżeć w łóżku i leczyć swoje gardło. Za kilka dni mamy koncert, jak ma na nim zaśpiewać? – Odparł Liam, przysiadając obok lokatego.
Miał rację, ale to wcale nie oznaczało, że zamierzałem się do tego dostosować. Nie potrafiłbym nawet zasnąć z natłoku myśli i nurtujących pytań. Czym prędzej odnajdę Lacey, tym wcześniej pozbędę się wszelakich wątpliwości i spróbuje ją do siebie przekonać.
Nie odpuszczę, dopóki nie da mi szansy.
– Lacey spotykaliśmy w pobliżu Regent Street – zaczął zamyślony Lou, uważnie analizując coś w myślach. – Jestem pewien, że mieszka gdzieś w pobliżu. Jeśli dobrze się rozejrzymy, możemy ją znaleźć. Sam jestem ciekaw, dlaczego tamtego wieczoru zachowała się w tak dziwny sposób… przecież nie zrobiłeś nic złego. To nie twoja wina, że światło zgasło i zostaliście zamknięci w bibliotece. A teraz czujesz się przez to winny…
Może i nie była to moja wina, ale to ja ją tam zaprowadziłem. Zabrałem do miejsca, które zawsze towarzyszyło do spotkań z Caroline. Okrzyknęła je „naszym” miejscem, o którym nikt ze znajomych nie mógł się dowiedzieć. A ja zabrałem tam Lace, łamiąc przy tym przysięgę. Dopiero w tej chwili to zrozumiałem. I choć Flack mnie zostawiła, to wciąż było „nasze” miejsce. Jedyne, w którym nie musieliśmy się przed nikim ukrywać. Zabranie tam, Evans i jej odejście było karą za nie dotrzymanie słowa. I choć to Caroline pierwsza ją złamała, odchodząc, to ja czułem się źle. Jakbym popełnił niewybaczalny błąd, przez który mogłem coś stracić. Coś bardzo ważnego.
– Harry, zawiąż sobie żal wokół szyi, żebyś się bardziej nie przeziębił – nakazał Zayn, zakładając biało-niebieską bejsbolówkę. – Idziemy na poszukiwanie tej twojej malarki. Tylko musisz dać nam jakąś wskazówkę, dzięki której ją rozpoznamy. Wiesz… tylko ty i Lou ją widzieliście.
Uśmiechnąłem się z wdzięcznością, energicznie ruszając w stronę wieszaków. Czułem się podekscytowany myślą, że być może dziś zobaczę. Wierzyłem w pomoc chłopaków. Nie potrafiłem wyrazić słowami tego, jak bardzo podbudowali w obecnej chwili moją wiarę.
Miałem jedynie nadzieję, że Acey będzie chciała mnie wysłuchać, choć sam do końca jeszcze nie wiedziałem, co chciałem jej powiedzieć. Gdy tylko spojrzę w te przepiękne, błękitne tęczówki, słowa same przyjdą. Oby tylko zdołały sprawić, by dziewczyna dała mi szansę na trwanie przy jej boku. Jako przyjaciel. Towarzysz. Potrzebowałem jej obecności, by zapomnieć o Caroline. Dlatego nie mogłem pozwolić jej odejść. Nie teraz.


Schowałem twarz w wysokim kołnierzu płaszcza, wyglądając znad brwi na opustoszały most Westminsterski. Poza mrokiem, który otaczał mnie jak bezkresna otchłań, zostałem otoczony przez ciszę. Z każdym krokiem czułem, jak serce niebezpiecznie przyspieszało rytmu. Odczuwałem jej obecność. Była tu. I chociaż dopiero po chwili ujrzałem dziewczęcą sylwetkę, opierającą się o niską poręcz, wiedziałem, że to ona.
 Patrzyła w dół. Długie, proste włosy zakrywały jej twarz, jednak ja wiedziałem, że to była Lacey. Serce nigdy by mnie nie oszukało. Nie zachowywało się w ten sposób nawet przy Caroline. Stąd wiedziałem, że w końcu odnalazłem. I nie zamierzałem tak łatwo odejść. Najpierw musiała mnie wysłuchać i wyjaśnić, co działo się w jej głowie. Dlaczego zaczęła mnie unikać i powiedziała, że tak będzie lepiej dla nas oboje. Czy naprawdę nie dostrzegała tego, że stała się dla mnie podporą? Potrzebowałem jej.
Stanąłem za plecami dziewczyny, gdy usłyszałem szloch. Cichy, pełen niewyobrażalnego bólu, który sztyletował me serce. Patrzyłem na nią chwilę w osłupieniu, chcąc ją przytulić, powiedzieć, że jestem przy niej i nie odejdę. Pragnąłem, by otworzyła się przede mną i pozwoliła sobie pomóc. Chciałem się odwdzięczyć.
Bałem się jednak wykonać tak śmiały gest. Co, jeśli przez niego całkowicie stracę Lace? Nie miałem pojęcia, jak zareaguje… Nie znałem jej.
– Lacey… – wyszeptałem z troską, a dziewczyna drgnęła, słysząc swoje imię. Podszedłem bliżej, opierając się o poręcz i spoglądając w jej stronę. Wiatr rozwiał długie kosmyki włosów, a światło pobliskiej latarni pozwoliło dojrzeć nowe rany na jej bladej twarzy. Sińce i krew spływającą po lewym, zranionym policzku. Ktoś ją uderzył. Znowu. – Lacey…
– Czy nie prosiłam cię o to, byśmy się już więcej nie spotkali? Dlaczego tu jesteś, Harry? Dlaczego mi to robisz? – Spytała głosem pełnym wyrzutów, a po jej policzkach spłynęła słona, krystaliczna ciecz.
Chęć przytulenia jej stawała się coraz potężniejsza. Widząc jej cierpienie, odczuwałem niewyobrażalny ból, który stawał się silniejszy z każdą wylaną przez nią łzą. Cierpiałem, ponieważ ona cierpiała.
– Szukałem cię, Lacey. Codziennie siedziałem w „Rain Cafe”, z nadzieją patrząc na ulicę. Ale ciebie tam nie było – ostatnie słowa wypowiedziałem z żalem. – Tak nagle odeszłaś, niczego nie wyjaśniając. Jeżeli to przeze mnie, powiedz. Ale nie każ odejść, ponieważ z jakiegoś powodu nie mogę tego zrobić. Możesz uznać mnie za głupca, ale i tak cię nie zostawię. Proszę, pozwól mi być twoim przyjacielem. Zaufaj mi.
Odwróciła wzrok, a ja stanąłem za jej plecami, obejmując ramionami. Nie wyrwała się. Płakała, ściskając dłonie na poręczy. Oparłem głowę na jej delikatnym ramieniu, a w mych oczach pojawiły się łzy. Odczuwałem jej cierpienie, a jedynie, co mogłem zrobić, to przy niej być. Musiała mi tylko na to pozwolić.
Nie jesteś sama. Choć znamy się bardzo krótko, stałaś się dla mnie kimś ważnym. Nie mogę patrzeć na twoje cierpienie, Lace. Na to, jak ktoś cię krzywdzi. Możesz mieć przede mną tajemnice, ale pozwól mi trwać przy twoim boku. Nie zawiodę. Obiecuję.
Wybuchnęła głośnym szlochem, kładąc dłonie na moich. Pozwoliłem na spłynięcie własnym łzom, nie wypuszczając dziewczyny z ramion. Nie musiała nic mówić. Wiedziałem, co czuła. Nie potrzebowaliśmy słów, by doskonale się rozumieć. Dlatego połączyła nas silna, nikomu nieznana więź. Nawet ja sam z początku nie potrafiłem jej sprecyzować.
Nie zdawałem sobie sprawy z tego, że w tamtej chwili dałem jej nadzieję. Z czasem zaczęła żywić do mnie głębsze uczucie, a ja nieświadomie ją raniłem, dając kolejne powody ku temu, by wierzyła w nas. A gdy wracałem do przeszłości, do Caroline, opowiadając Lace o swoich uczuciach - wbijałem nóż prosto w jej kruche serce. Dziś to rozumiem. Dziś nie popełniłbym tego samego błędu. Nie pozwoliłbym jej ostatecznie odejść.

3 komentarze:

  1. ................................................................................................................................................................................. ............................................................................ ........................................ ...................................... ...................... ... ... ... ... ... ... ... ... ... .. ... ...

    OdpowiedzUsuń
  2. lovelovelovelove <33 ahhh
    spac mi sie chce ale jeszcze jeden rozdział przeczytam <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Perry Mariam5 maja 2021 11:02

    Czy naprawdę potrzebujesz magii miłości, aby przywrócić byłego kochanka lub poślubić swoje małżeństwo? chubygreat@gmail.com, aby uzyskać szybkie 48-godzinne rozwiązanie. Rok i sześć miesięcy temu miałam problem z mężem, byliśmy w separacji. Kiedy ze mną zerwał, byłam zdezorientowana i nie wiedziałam, co zrobić, żeby go odzyskać, czułam się taka pusta w środku. Dopóki nie natknąłem się na chubygreat w Internecie o tym, jak pomógł wielu ludziom rozwiązać tam różne problemy. Wysłałem mu e-mail i opowiedziałem mu o swoim problemie i zrobiłem to, o co mnie poprosił, aby mi pomóc, krótko skróciłem długą historię, zanim się zorientowałem, w mniej niż 48 GODZIN mój mąż zadzwonił do mnie i wrócił do mnie, a on mi powiedział przepraszał za to, co się działo między nami dwojgiem. Na koniec piszę to świadectwo, aby podziękować i wyrazić moją głęboką wdzięczność chubygreatowi za dotrzymanie twoich słów i obietnic, że sprowadziłeś go z powrotem w ciągu zaledwie 24 godzin od potężnego rzucania zaklęć i za użycie twoich utalentowanych i wielkich mocy. sprowadzić go z powrotem. Jeśli potrzebujesz jego pomocy, możesz wysłać mu e-mail na adres: chubygreat@gmail.com Możesz również wysłać mu WhatsApp na numer +2348165965904

    OdpowiedzUsuń