15.07.2012

Rozdział ósmy

„Wcale nie jest za późno, by szukać świata ze snów”

Zakląłem pod nosem, opierając łokcie na białych, dużych poduszkach i rozejrzałem się po pokoju. Palący ból w gardle wciąż nie dawał mi spokoju, ale miałem dość bezczynnego siedzenia w tych czterech ścianach i rozmyślania nie tylko o Caroline, ale również o Lacey, która nie dotrzymała danego wcześniej słowa. Powiedziała, że mnie odwiedzi, a mijał już trzeci dzień, odkąd ostatni raz ją widziałem. W dodatku pożegnaliśmy się w nienajlepszych warunkach, ponieważ zachciało jej się wspominać o Flack. Nie wiedziałem, dlaczego to zrobiła, ale byłem na nią naprawdę zły. A niedotrzymane słowo potęgowało to uczucie.
Miałem ochotę wyjść na hulający za oknem deszcz, odnaleźć Evans i powiedzieć, jak się teraz czułem. Zawiodła mnie. Naprawdę myślałem, że mogliśmy zostać przyjaciółmi. Wiedziałem, że potrzebowała kogoś bliskiego. Ja potrzebowałem jej, by zapomnieć o złamanym sercu.
Położyłem stopy na chłodnej podłodze, masując obolałe gardło. Doprowadziłem się do takiego stanu, biegnąc za Lacey. Jeśli nie wyleczę się do występu, nie będę mógł zaśpiewać. A ona nawet nie zamierzała mnie odwiedzić. Chociaż powiedziała, że to zrobi.
– Hazza, ty uparty ośle!
Uniosłem wzrok, spoglądając na Louisa spod zmarszczonych brwi. Stał w progu, trzymając w dłoniach tace z szklanką parującego mleka i głębokim talerzem z rosołem. Odkąd zachorowałem, Lou troszczył się o mnie jak o małe dziecko, nie pozwalając jeść niczego innego. A przecież wiedział, jak bardzo nie znosiłem mleka. W dodatku ciepłego. Nie wiedziałem, co bym zrobił, gdyby nie Nialler i jego umiejętne przechwycenie przekąsek.
– Albo położysz się z powrotem do łóżka, albo nici z niespodzianki – pogroził, a ja wybuchnąłem śmiechem.
– A co to może być za niespodzianka? – Spytałem kąśliwie, przewracając oczami. Nie zamierzałem dać się po raz kolejny zaciągnąć do łóżka i przez cały dzień wpatrywać się w bezsensowny ekran telewizora, w którym i tak nic nie leciało. – Wystarczy, że widzę to mleko, rosół i łóżko, a wszystkiego mi się odechciewa.
Louis odłożył tace na drewnianą półkę po mojej prawej stronie i jak gdyby nigdy nic, ruszył do wyjścia. Nie wyszedł jednak, zaciskając dłoń na srebrnej klamce i patrząc na mnie nieodgadnionym wzrokiem.
– Skoro wszystkiego ci się odechciewa, to Lacey będzie musiała przyjść innym razem – oznajmił spokojnie, a ja wytrzeszczyłem oczy. – Nie pooglądacie sobie „Koizory”, nie pogadacie…
– L-Lacey tu jest?! – Spytałem w zdumieniu, pospiesznie biorąc szklankę z ciepłym mlekiem do ręki i z grymasem wypijając całą jej zawartość. Nie chciałem, by dziewczyna widziała, jak robie to przy niej. Miałaby niezły ubaw, widząc, że Harry Styles wykrzywia twarz przy piciu białej cieczy. – Niech wejdzie. No, weź, Louis! Nie pozwól jej czekać! – Mówiłem zdenerwowany, a Tomlinson stał w tym samym miejscu, śmiejąc się pod nosem.
Nie czekając dłużej, zerwałem się z miejsca, otwierając drzwi z prędkością światła. Już miałem zbiec po schodach, gdy zauważyłem rozchichotaną Lacey. Ukrywała twarz za kasetą, na której dostrzegłem tlenionego blondasa o skośnych oczach i szatynkę z długimi włosami i prostą grzywką. Chłopak przymykał oczy, opierając swoje czoło o jej. Czułem, że szykował się wieczór pełen łez. W dodatku moich.
Skrzyżowałem dłonie na piersiach, mierząc dziewczynę przenikliwym spojrzeniem. Cała złość nagle zniknęła i jedyne, czego pragnąłem, to zamknąć się z nią w pokoju i nigdy z niego nie wychodzić. Unikając oczywiście obejrzenia historyjki miłosnej, jaką ze sobą przyniosła.
– Czy to jest takie zabawne, Acey? – Spytałem poważnym tonem, nie mogąc opanować uśmiechu, który wkradł się na moją twarz. Cieszyłem się, że przyszła. – Dlaczego nie odwiedziłaś mnie wcześniej?
– Ponieważ nie wiedziała, którędy powinna iść – wtrącił się Louis, stając obok brunetki i otaczył ją ramieniem. Nie wiem, dlaczego, ale nie spodobało mi się to. Gdy tylko, Acey się pojawiała, Lou cały czas przy niej był. Potrafił ją do czegoś przekonać. Chociażby ostatnim razem, gdy podarował brunetce swój płacz i poprosił, by z nim poszła. Ja też prosiłem, ale mnie nie posłuchała. – Wyrzucałem śmieci, gdy po drugiej strony zobaczyłam Lacey. Stała pod dachem, rozglądając się dookoła. Okazało się, że nie miała pewności, czy znajduje się w dobrym miejscu.
Lace pokiwała głową, posyłając mojemu przyjacielowi promienny uśmiech. Naprawdę się uśmiechała. Wyglądała inaczej, niż zwykle. Coś się zmieniło. I wcale nie chodziło o to, że siniaki na jej twarze robiły się coraz bledsze. Po prostu wyglądała jak ktoś… szczęśliwszy. Ale nie uśmiechała się dla mnie. Uśmiechała się dla Lou.
Złapałem szczupłą dłoń dziewczyny i pociągnąłem ją w swoją stronę. Nie wiedziałem, co się ze mną działo, ale wolałem, żeby stałą przy mnie. Wiedziałem, że Boo Bear kochał Eleanor i nie zamieniłby jej na nikogo innego, ale mimo wszystko czułem się pewniej, gdy nie obejmował Lace. Nie. Nie byłem zazdrosny. Po prostu chciałem mieć przy sobie Evans. W końcu przyszła tutaj dla mnie.
Louis pożegnał się i opuścił pokój, dzięki czemu mogłem zaprosić brunetkę do środka. Orientując się, że wciąż trzymam jej dłoń, pospiesznie ją puściłem, a moje policzki nabrały rumieńców.
– Prze…
– Daj spokój – machnęła ręką, wymijając mnie i kierując się w stronę DVD. – Chciałabym to z tobą obejrzeć.
Uniosłem brwi, patrząc na Acey jakby była kimś obcym. Nie mogłem jednak nic na to poradzić. Zachowywała się inaczej niż zwykle. Nie uciekała wzrokiem, gdy na nią spoglądałem. Nie odpływała myślami w świat, do którego nie chciała mnie wpuścić. W jej oczach nie tkwiła tak przerażająca mnie pustka. Odniosłem wrażenie, że robiła to dla mnie. Dla mnie pokonywała mur, którym do tej pory się otaczała.
Złapałem się za gardło, czując nieprzyjemne mrowienie. Gdyby nie dało o sobie znać, nie pamiętałbym nawet, że jest chore.
– Głupek – podeszła, wyciągając z błękitnej bluzy pudełko jakichś tabletek i spojrzała na mnie wyczekująco. – Po co za mną biegłeś, skoro wiedziałeś, że możesz się rozchorować? Głupek – z uśmiechem poczochrała moje loki.
Odsunąłem się, z grymasem próbując zrobić porządek na głowie, a w pomieszczeniu rozległ się dźwięczny śmiech dziewczyny. Najpiękniejsza melodia, jaką kiedykolwiek słyszałem.
Nienawidziłem, gdy ktoś dotykał moich włosów, ale była to Lacey, czułem się szczęśliwy. Uwielbiałem, gdy robiła z mych loków nieład, uśmiechając się przy tym w tak charakterystyczny dla siebie sposób. Jej błękitne oczy zawsze wesoło połyskiwały. Myślę, że to dla nich pozwalałem Jej robić rzeczy, których nie mógł nikt inny. Nawet, Caroline. Dziś już wiedziałem, że tak wyglądała miłość. Dlaczego zrozumiałem to tak późno?
– A co miałem zrobić, gdy tak nagle wybiegłaś? W dodatku wcześniej byłaś taka przerażona… Martwiłem się o ciebie, Lacey. Naprawdę mi na tobie zależy i nie chcę, żebyś odeszła. Nie zniósłbym kolejnego ciosu.
Spuściłem wzrok, próbując zdać sobie sprawę z tego, co powiedziałem. Nie miałem pojęcia, dlaczego mówiłem jej takie rzeczy, chociaż były one prawdą. Ale… naprawdę bolała mnie myśl, że Lacey Evans pewnego dnia mogło zabraknąć w moim życiu. Była jak taki promyk, rozświetlający każdą pojedynczą chwilę. Wystarczyło, że była obok, a czułem się lepiej.
Znów zmierzwiła moje włosy, a ja uniosłem na nią zaskoczony wzrok. Zatrzymała rękę, po raz kolejny posyłając jeden z najpiękniejszych swoich uśmiechów. Była taka wyjątkowa…
– Oglądajmy – poprosiła, kładąc się na dużym łóżku, naprzeciwko dużego telewizora plazmowego.
Wziąłem do ręki płytkę z filmem, przyglądając się zmontowanym na tyle opakowania zdjęciom.
– Lacey… – zacząłem, a ona spojrzała na mnie tymi swoimi błękitnymi oczami. Złapałem się za kark, niepewnie spoglądając to na opakowanie, to na nią. – No, bo ja… No wiesz… Cholera! Ja beczę jak dziecko przy takich filmach. Wyjdę na mięczaka!
Poklepała miejsce obok siebie, a ja zrobiłem naburmuszoną minę. Naprawdę nie chciałem rozklejać się przy filmie. W dodatku przy Lacey, która już kilka razy widziała moje łzy. To było naprawdę krępujące.
– Harry. Nie ma nic złego w tym, że chłopak płacze – zapewniła, opierając podbródek na dłoniach. – To urocze. Tym razem będę płakała razem z tobą, więc spokojnie.
Wahałem się, ale w końcu włączyłem film i zająłem miejsce obok Evans, wyciągając spod łóżka paczkę dużych chipsów paprykowych i chusteczek higienicznych.
Przez dłuższą chwilę wpatrywałem się w twarz błękitnookiej. Była taka radosna… Czyżby w jej życiu pojawiła się gwiazda, która rozświetliła otaczający ją mrok? A może wydarzyło się coś szczególnego?
Przeniosłem wzrok na ekran monitora, a mym oczom ukazały się napisy przetłumaczone na angielski. Wolałem lektor, ale skoro brunetce zależało na obejrzeniu tego azjatyckiego filmu to nie mogłem narzekać. Przynajmniej nie siedziałem bezczynnie w łóżku.
Pierwszy raz oglądałem dramę z azjatami. Lacey wyjaśniła, że „Koizora” miała sześć odcinków i powiedziała, że jeśli będę miał dość - mam ją po prostu poinformować i obejrzy sobie resztę w domu. Nie zamierzałem tego zrobić nawet gdyby to „coś” okazało się totalnym badziewiem. Ponieważ pierwszy raz oglądałem coś azjatyckiego i robiłem to w towarzystwie Lace. Wspólnie spędzone chwile zapisywały się w mej pamięci, tworząc niezapomniane wspomnienia. Wspomnienia, które będą towarzyszyły mi do samego końca.


– Przestań płakać! Przez ciebie sam nie potrafię się opanować – prosiłem, ocierając z policzków strumień łez.
Na ekranie migały napisy końcowe, a ja wciąż nie mogłem się uspokoić. Ta japońska drama wzruszyła mnie tak bardzo, że nawet po zakończeniu czułem niewyobrażalny smutek. I chociaż z początku podchodziłem do niej z negatywnym nastawieniem, po zakończeniu czułem niedosyt. Tym bardziej, że wszystko zakończyło się w tak tragiczny sposób. Historia Hiro i Miki pokazała, że nawet choroba, czy też śmierć nie była w stanie rozdzielić bliskich dla siebie ludzi. Nie mogły przezwyciężyć prawdziwą miłość. Gdy Hiro dowiedział się, że miał raka, odtrącił ukochaną, pragnąc jej szczęścia. Dużo przy tym myślałem i doszedłem do wniosku, że postąpiłbym w identyczny sposób. Gdybym dowiedział się, że umieram, nie chciałbym, by dziewczyna, którą kochałem cierpiała razem ze mną. Jednak, widząc, że Mika po dowiedzeniu się prawdy trwała przy boku Hiro i wspierała go do samego końca, zrozumiałem, że to była prawdziwa miłość. Dla nich liczyła się każda sekunda, którą mogli ze sobą spędzić. Chciałbym kiedyś spotkać dziewczynę, która pokochałaby mnie równie mocno, jak Mika Hiro.
Lacey zaśmiała się, wydmuchując nos. Idąc w jej ślady, zacząłem śmiać się przez łzy.
Musieliśmy wyglądać wtedy naprawdę komicznie. Chłopak i dziewczyna, którzy sami nie wiedzieli, czy się śmiać, czy płakać. Ale to było właśnie piękne. Takie naturalne, szczere… Uwielbiałem wracać wspomnieniami do tego dnia. Był przełomowym w naszych relacjach.
– Pierwszy raz mogłam z kimś płakać przy filmie – odezwała się nagle, obracając na plecy i patrząc w sufit. Zrobiłem to samo. – Dziękuję, Harry.
Odniosłem wrażenie, że posmutniała, ale próbowała to ukryć za uśmiechem. Czułem jednak, że coś było nie tak. Ten dzień był zbyt piękny. Lacey zbyt szczęśliwa.
Przeszył mnie strach. Czułem się tak, jakbym wkrótce miał stracić coś cennego. W gardle utkwiła mi wielka gula, ale nic mnie nie bolało. Nic, prócz serca.
– Stało się coś, prawda? – Spytałem w końcu, przerywając uciążliwą dla mnie ciszę. – Ten dzień… był zbyt piękny, żeby mógł taki pozostać do końca. Mam rację?
– Z twoim gardłem już lepiej? – Odpowiedziała pytaniem na pytanie, zmieniając temat. – Cieszę się. Naprawdę.
Patrzyłem zdezorientowany, jak podeszła do fotela i nałożyła bluzę, którą zdjęła na początku seansu. Uciekała wzrokiem, udając, że wszystko było w porządku. Zawsze się tak zachowywała, gdy chciała przede mną coś ukryć. Chyba nie zdawała sobie sprawy, że potrafiłem to wszystko odczytać z jej własnych oczu. To one zdradzały, kiedy była zła, smutna, niepewna, zagubiona, szczęśliwa… Czytałem z nich, jak z otwartej księgi.
Zerwałem się z łóżka, podchodząc do brunetki i biorąc jej twarz w dłonie. Przyglądała mi się zszokowana, ale nie poruszyła się. Stała, z trudem łapiąc oddech i wytrzymując mój wzrok. Jej policzki zrobiły się takie ciepłe… Nabrała słodkich rumieńców, wyglądając przy tym jak mała, zagubiona dziewczynka.
– Powiedz, co cię martwi, Lace. Zaufaj mi – poprosiłem łagodnym tonem, delikatnie gładząc jej policzki opuszkami palców. Miała taką delikatną, miłą w dotyku skórę…
– To nic. Po prostu zrobiło się już naprawdę późno i…
– Twoi rodzice będą się martwić – dokończyłem, sięgając do kieszeni po komórkę. Wcześniej nawet nie przyszło mi do głowy, że ktoś mógł czekać i zamartwiać się o Lacey w domu, gdy przesiadywała w moim pokoju. – Proszę. Możesz do nich zadzwonić i powiedzieć, że jesteś bezpieczna. Albo nie… Podaj mi numer i sam to zrobię.
Uśmiechnąłem się zachęcająco, gdy dostrzegłem przeraźliwy ból malujący się na jej bladej twarzy.
– Ja nie mam rodziców, Harry. Jestem sierotą, która wychowała się w Domu Dziecka. Nikt się o mnie nie martwi.
Zamarłem.
Ani przez chwilę nie pomyślałem, że Acey mogła być sierotą. Jej słowa uderzyły we mnie z tak potężną siłą, że nie miałem pojęcia, co ze sobą zrobić. Brakowało słów, które chciałem w tej chwili powiedzieć. Stałem jak słup, nie potrafiąc wydusić z siebie chociażby pojedynczego słowa. Co mogłem w takiej chwili w ogóle powiedzieć? Że było mi przykro?
– Mogę wpaść tu jutro? – Spytała nagle, przyglądając mi się z uśmiechem. Jakby to, co stało się przed chwilą nie miało żadnego znaczenia. Jakby nic się nie stało. – Jeśli z twoim gardłem będzie już wszystko w porządku, zabiorę cię w pewne miejsce. Zgoda?
Przytaknąłem, niepewnie unosząc kąciki ust do góry.
Evans po raz kolejny tego dnia poczochrała moją czuprynę i skierowała się w stronę drzwi. Już miała wyjść, gdy się odezwałem:
– Lacey… dlaczego…
Zatrzymała się, zaciskając dłoń na klamce.
– Dlaczego to wszystko dzieje się tak nagle?
– Ponieważ nie zostało mi za dużo czasu – powiedziała coś pod nosem na tyle cicho, że niczego nie dosłyszałem. Odwróciła się, patrząc na mnie z delikatnym uśmiechem. – Lubię cię, Harry. Właśnie, dlatego. Do jutra.
Wyszła, pozostawiając mnie w totalnym oszołomieniu. Serce biło jak szalone, próbując wyskoczyć z piersi. Nogi zrobiły się jak z waty, a ciało przeszyła przyjemna fala gorąca.
„Lubię cię, Harry”.
Dlaczego te słowa wywołały we mnie tyle emocji? Jeszcze nigdy nie czułem się w taki sposób. To było szalone.
Przysiadłem na łóżku, kładąc dłoń po lewej stronie klatki piersiowej. Wpatrywałem się w drzwi, za którymi niedawno zniknęła Lace, czując przyspieszone bicie serca. W kółko odtwarzałem w myślach wypowiedziane przez nią słowa. Lubiła mnie. Czy to oznaczało, że też byłem dla niej kimś ważnym? Nie obchodziło mnie, że wychowywała się bez rodziców. Nie stała się dla mnie przez to kimś innym. Wciąż była tą samą Lacey. Moją Lacey, którą chciałem chronić.
Zerknąłem w stronę okna, słysząc odgłos odjeżdżającego samochodu. Louis zapewne postanowił odwieźć mojego gościa do domu. Z nieznanego mi powodu, troszczył się o Evans. Zauważyłem to.
Nigdy nie zapomniałem, jak się czułem, gdy Lace powiedziała, że mnie lubi. Od tamtej chwili uśmiechałem się zdecydowanie częściej, powtarzając te dwa słowa w myślach. Jakby za chwilę miały gdzieś uciec. Byłem szczęśliwy. Wystarczyła jednak jedna chwila, by to zmienić. Jedna osoba i powrót do przeszłości… Caroline.

2 komentarze:

  1. jeszcze go nie przeczytałam, zrobię to za chwilę, ale już piszę, że jest niesamowity ! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Już. przeczytałam <3 Miałam racje, że rozdział boski :33

    OdpowiedzUsuń