15.07.2012

Rozdział czwarty

„Łzy nie są dowodem słabości tylko, dlatego, że twoje serce jeszcze nie wyschło”




Szczerze  nienawidziłem swojego serca i myśli, które wciąż wracały do Caroline i wspólnie spędzonych chwil. Gdyby zapomnienie przyszło wraz z rozstaniem, nie musiałbym teraz przeżywać tak bolesnego doświadczenia, którym była pierwsza utracona miłość. To nie powinno się nigdy wydarzyć. Nikt nie zasługiwał na ból, z którym przyszło mi się zmagać.
Wspomnienia… Tylko one mi pozostały. I mimo wszystko, lubiłem do nich wracać. Ponieważ to dzięki nim mogłem ponownie ujrzeć uśmiechniętą twarz Caroline. Jej cudowne błękitne oczy. Usłyszeć perlisty śmiech, który zarażał wszystkich naokoło.
Uśmiechnąłem się gorzko do wspomnień, które zadały memu sercu kolejną falę bólu.


Minął tydzień od naszego ostatniego spotkania, a ja czułem się tak, jakby to trwało zdecydowanie dłużej. Myśl, że znów ujrzę radosną twarz Caroline, wezmę ją w ramiona, sprawiała, że serce zaczęło bić jak szalone, a kąciki ust mimowolnie się uniosły. Dla mnie każda chwila spędzona przy boku Flack była wyjątkowa. Gdziekolwiek się znajdowałem, zawsze myślałem o jej osobie. Gdy, przed koncertem wysyłała wiadomość, życząc mi powodzenia, czułem, że wspierała moją pasję i była dumna z tego, kim się stałem. Cieszyła się razem ze mną.
Szedłem dróżką w stronę Hyde Parku, nie mogąc opanować uśmiechu i przyspieszonego bicia serca. Wyjąłem z kieszeni brązowego płaszcza srebrny łańcuszek w kształcie serca. W środku wygrawerowane nasze inicjały, pomiędzy którymi widniało drugie serce. Chciałem, by Caroline miała przy sobie coś, co będzie jej o mnie przypominało, gdy nadejdzie kolejna rozłąka. Praca często nakazywała nam opuścić Londyn i podróżować po świecie, przez co rozstania były nieuniknione. Jednak nie miało to większego znaczenia, ponieważ za każdym razem do siebie wracaliśmy.
– Harry!
Uniosłem wzrok, zauważając idącą w moją stronę Flack. Ubrana była w zielony płaszcz, czarne rajstopy i wysokie botki na obcasie. Brązowe, długie loki opadały swobodnie na ramiona, a na twarzy gościł promienny uśmiech, który od razu odwzajemniłem. Kochałem wszystko, co miało związek z tą kobietą. I chociaż wszyscy byli przeciwni naszemu związkowi, uparcie trwałem w przekonaniu, że chodziło im jedynie o sporą różnicę wieku.
Przytuliłem, Caroline na przywitanie, po czym poprosiłem, by się odwróciła.
– Po co? Co ci znowu przyszło do głowy, Harry? – Spytała, uważnie przyglądając się mojej twarzy.
– Jeśli się nie odwrócisz, to się nie dowiesz.
Flack jeszcze przez chwilę lustrowała mnie wzrokiem, aż w końcu wykonała polecenie. Odrzuciłem jej włosy na bok, bez komplikacji zawieszając łańcuszek na jej szyi. Oparłem głowę na jej ramieniu, szepcząc:
– Moje serce już na zawsze pozostanie przy tobie. Niezależnie od tego, gdzie będę i co się stanie. Ono należy do ciebie.

Uderzyłem pięścią w stół, a z moich oczu po raz kolejny poleciały łzy. Dlaczego nie mogłem sprawić, by przy mnie została? Na każdym kroku próbowałem udowadniać swoją miłość. Chciałem być jej ideałem. Robiłem wszystko, by czuła się szczęśliwa. By traktowała mnie, jak prawdziwego mężczyznę i nie zwracała uwagi na to, co mówili ludzie. Oni nie rozumieli naszych uczuć. Nie mieli ich prawa oceniać.
Tak bardzo pragnąłem zatrzymać przy sobie tę pierwszą miłość. Nie potrafiłem poradzić sobie z jej stratą, przez co nie zauważałem uczuć Lacey. Tak wiele razy zraniłem ją przez swoją ślepotę. Ślepe serce i miłość.
– Co mam teraz zrobić?! Dlaczego zostawiłaś mnie z tym uczuciem samego?! – Wykrzyczałem, chowając twarz w dłoniach.
Chciałem, by Caroline pojawiła się teraz w moim pokoju. Przytuliła i powiedziała, że wszystko będzie w porządku. Zaufałbym jej i znów poczułbym się szczęśliwy. Wierzyłem w każde słowo ukochanej. Nawet w chwili, gdy przyłapałem ją na kłamstwie, nigdy nie przestałem w nią wątpić.
Byłem ślepo zakochanym głupcem. Zranionym przez miłość. Pozbawionym wszelakich złudzeń i nadziei.
– Hazza… – słysząc zmartwiony głos Louisa, podniosłem na niego zaszklone oczy.
Próbowałem szczerze się uśmiechnąć, jednak moje usta wykrzywiły się w grymasie bólu. Tak bardzo pragnąłem powiedzieć: „To nic. W końcu mi przejdzie i znów będę szczęśliwy”, jednak sam w to nie wierzyłem. A Boo Bear był ostatnią osobą, którą chciałem okłamywać. Zresztą… I tak nigdy nie byłem dobry w ukrywaniu swoich uczuć.
– Dlaczego nie potrafię tego powstrzymać? – Spytałem, łamiącym się głosem. – Dlaczego nie potrafię o niej zapomnieć? Nie zniosę tego dłużej, Lou! Czuję się tak, jakbym umierał od środka! Powstrzymaj to… Spraw, bym przestał czuć… Błagam cię!
Wtuliłem się w ramiona przyjaciela, wybuchając głośnym płaczem. Naprawdę chciałem, by pomógł mi zapomnieć i przyniósł ulgę złamanemu sercu. Chociaż było to nie możliwe, czułem, że wiele by dał, żeby to zmienić. To Louis jeszcze trzymał mnie przy życiu. Po stracie Caroline, nawet muzyka przestała mnie uszczęśliwiać.
Czułem jedynie ogromną pustkę, która już nigdy nie powinna się wypełnić. Wciąż wierzyłem w powrót Caroline. Nawet w chwili, gdy pokazała, że jestem jej zupełnie obojętny.


– A dla pana, co będzie? – Wyrwał mnie z zamyśleń głos kelnerki. Była to niska czarnulka o szczupłej sylwetce, czekoladowych oczach i przyjaznym uśmiechu.
Zdezorientowany spojrzałem w stronę Tomlinsona, który siedział naprzeciwko ze zmartwionym wyrazem twarzy. Rozejrzałem się po niewielkim pomieszczeniu. Dopiero teraz zauważyłem, że znajduję się w „Rain Cafe”.  Miejscu, w którym otworzyłem się przed Lacey Evans, choć zupełnie nie wiedziałem, dlaczego. Pierwszy raz w życiu zwierzyłem się komuś obcemu, nie bojąc się o to, że za chwilę wszystkie gazety będą pisały o złamanym sercu Harry’ego Stylesa. Czy nie postąpiłem zbyt lekkomyślnie? Wciąż nie miałem pojęcia, kim ta dziewczyna była. Co robiła, gdzie mieszkała. Nawet nie wiedziałem, ile miała lat. Jedyną informacją na jej temat było to, że miała talent plastyczny i została napadnięta przez mężczyznę, którego załatwił Louis. Niczego więcej.
Jednak wygadanie się Acey sprawiło, że poczułem ulgę. Zwierzenie się tej utalentowanej dziewczynie, jej dłoń na mojej… To sprawiło, że nie czułem się już taki samotny.
Wtedy po raz pierwszy zapragnąłem obecności Lacey. Wiedziałem, że jedynie ona będzie w stanie poprawić moje złe samopoczucie. Odrzuci wspomnienia związane z Caroline. Sprawi, że zapomnę. Choć na chwilę.
– Poproszę cappuccino – odezwałem się w końcu.
Dziewczyna zapisała zamówienie i odeszła.
Westchnąłem, wyglądając przez dużą szybę. Regent Street jak zawsze tętniło życiem. Patrzyłem na przechodzących ludzi, zastanawiając się, ilu z nich przechodziło przez zawód miłosny. Czy udało im się całkowicie zapomnieć o osobie, która dała nadzieję, by potem odejść bez poczucia winy? Czy później odnaleźli zagubione szczęście i potrafili szczerze się uśmiechać, nie wracając do przeszłości i złamanych obietnic?
Czy uda mi się jeszcze kiedykolwiek kogoś pokochać? Na chwilę obecną nawet o tym nie śniłem. Myśl, że miałbym ponownie się zaangażować, oddać komuś swoją miłość i ponownie przez to cierpieć, sprawiała, że chciałem już na zawsze pozostać singlem. W moim sercu do końca życia pozostanie cząstka Caroline Flack. Zbyt wiele z nią przeżyłem, by kiedykolwiek o tym zapomnieć.
– Harry… – przeniosłem wzrok na przyjaciela, a on kontynuował: – Naprawdę się o ciebie martwię. Minęło już sporo czasu, a ty wciąż cierpisz. Ja… Czuję się tak cholernie źle z tym, że nie potrafię ci pomóc. Gdybym tylko mógł wziąć na siebie połowę twojego cierpienia albo i je całe…
– Doceniam to – posłałem przyjacielowi szczery uśmiech, kładąc dłoń na jego. – I to nie tak, że nie potrafisz mi pomóc. Pomagasz, ponieważ mnie wspierasz. Zabierasz chociażby w takie miejsce jak to, starasz się zająć moje myśli czymś innym, niż Caroline. To naprawdę wiele dla mnie znaczy, Lou. Gdyby nie ty, nie poradziłbym sobie z tym wszystkim. Dziękuję.
Przy stoliku ponownie pojawiła się kelnerka. Postawiła ciepłą herbatę, cappuccino i wróciła do dalszych zamówień, a ja ponownie wyjrzałem przez szybę, przejeżdżając wzrokiem po nieznajomych mi twarzach. Nagle ujrzałem wymachującą szkicami brunetkę, która stała po drugiej stronie ulicy, obojętnie mijana przez przechodniów. Z początku nie mogłem uwierzyć, by to była Lacey. Czyżby przychodziła tutaj codziennie, próbując zarobić parę groszy? Nie posiadała innego zajęcia?
Zauważyłem, że miała na sobie tę samą popielatą bluzę, co przy naszym ostatnim spotkaniu, sprane dżinsy i czarne trampki za kostkę. Niesforne kosmyki brązowych włosów opadały na ramiona, okalając jej szczupłą buzię. Nie była ucieleśnieniem piękna; nie nosiła ładnych ubrań, uwydatniających zalet sylwetki, butów na wysokim obcasie. Nawet nie zauważyłem, by używała makijażu. I chociaż nigdy zbytnio nie zwracałem uwagi na takie dziewczyny, Acey miała w sobie „coś”, co przykuwało moją uwagę. Może jej naturalność tak mnie przyciągała? Albo tajemniczość?
– Chodźmy – z uśmiechem nałożyłem płaszcz, zostawiając na stoliku pieniądze za nasze napoje.
– G-gdzie ty chcesz iść? – Louis uniósł brwi, uważnie obserwując moją twarz.
– Pomożemy pewnej dziewczynie w uzbieraniu pieniędzy, których najwyraźniej potrzebuje. Jesteśmy sławni, Lou. Pomoc nic nas nie będzie kosztować, za to kogoś ocali. To jak?
Widząc, jak przyjaciel kieruje się do wyjścia, poczułem ogarniającą mnie radość. Myśl, że mogłem pomóc Lacey w zebraniu pieniędzy, sprawiła, że udało mi się zapomnieć o Caroline. Czułem, że Evans była w trudnej sytuacji, dlatego chciałem ją nieco wesprzeć. Wysłuchała mnie i sprawiła, że na moment zapomniałem o złamanym sercu. Teraz nadeszła okazja, bym mógł się poniekąd zrewanżować.
Objąłem Tomlinsona ramieniem, kierując się w stronę brunetki.
– Hej, Lacey! – Przywitałem się, posyłając dziewczynie szczery uśmiech. – Wspólnie z Lou, zdecydowaliśmy ci pomóc w zebraniu pieniędzy. Co ty na to? Zgadasz się?
– C-co? – Evans wytrzeszczyła oczy, z niedowierzaniem patrząc to na mnie, to na  Boo Beara. – Chyba nie rozumiem… Jak chcecie mi pomóc? Dlaczego?
– Ostatnio sprawiłaś, że Harry wrócił uśmiechnięty do domu – zaczął Louis, chowając ręce do kieszeni czarnego płaszcza. Próbował się zachowywać naturalnie, jednak ja widziałem, że był zaskoczony widokiem dziewczyny, którą niegdyś uratował  – Nawet teraz, choć nieświadomie, poprawiłaś mu humor. Nie wiem jak to możliwe, ale myślę, że obaj jesteśmy ci wdzięczni. Dlatego chcemy się zrewanżować.
– Zrewanżować? Co to jakaś ukryta kamera? – Evans rozejrzała się dookoła. Zostali otoczeni przez sporą grupkę ludzi, którzy wcześniej nawet na nią nie zwrócili uwagi. Wyglądała na naprawdę zaskoczoną. Zauważyłem, że wciąż nie mogła uwierzyć w nasze słowa. – Dlaczego ci wszyscy ludzie się na nas patrzą?
Widząc starszego mężczyznę z gitarą, podszedłem do niego, prosząc, by na chwilę mi ją pożyczył. Tomlinson od razu zrozumiał, o co mi chodziło, przez co zebrał szkice Lacey, kładąc je po środku zgromadzonego kółka. Widziałem uśmiechy na twarzy naszych fanów. Robili nam zdjęcia, kręcili. Niektóre dziewczyny nawet piszczały, najwyraźniej nie mogąc uwierzyć, że nas spotkały. A przecież przeważnie tutaj bywaliśmy, w ogóle się nie kryjąc.
Położyłem czarny futerał na ziemi, zawieszając klasyczną gitarę przez ramię. Nigdy nie przypuszczałem, że lekcje dawane przez Horana kiedykolwiek mi się przydadzą, a tu proszę.
Uśmiechnąłem się w stronę Lacey, po czym zacząłem przemawiać do zebranych:
– Chcemy pomóc naszej przyjaciółce w zebraniu pieniędzy, dlatego bylibyśmy wdzięczni za waszą hojność. Wspólnie z Lou zaśpiewamy kilka piosenek One Direction, a Lacey w międzyczasie może dla was narysować portrety. Ta dziewczyna jest naprawdę utalentowana, zachęcam was do skorzystania z jej oferty. A teraz… zaczynamy.
Zacząłem przygrywać melodię do „One thing”, ukradkiem zerkając w stronę zdezorientowanej Lace. Przyglądała się mojej twarzy spod długich rzęs. Wyglądała jak zagubiona dziewczynka, która nie potrafiła uwierzyć w to, że ktoś wyciągnął do niej pomocną dłoń. Zaskoczona wpatrywała się, jak do futerału ludzie wrzucają pieniądze, nim zacząłem śpiewać.
– Poproszę portret Harry’ego Stylesa!
– Dla mnie również!
– Ja chcę Lou!
Uśmiechnąłem się na widok rozchwytywanej brunetki, która próbowała nieco uspokoić narwane fanki. Niespodziewanie nasze spojrzenia się zetknęły, a z jej ust wyczytałem „dziękuję”. Odwróciłem głowę i zacząłem śpiewać pierwsze wersy piosenki.
Znów poczułem, że wspólnie z muzyką tworzyliśmy jedność. Otaczająca mnie melancholia ustąpiła, a na jej miejsce wkroczyło pewnego rodzaju szczęście. Wychodząc z Tomlinsonem, ani przez chwilę nie myślałem, że uda mi się zapomnieć o Caroline. Dzisiejszego dnia czułem się naprawdę źle i wątpiłem, by cokolwiek zdołało mi poprawić samopoczucie.
W chwili, gdy zobaczyłem Lacey, wszystko się zmieniło. To dziwne, ale gdy tylko ją spotykałem, cały smutek mijał. Ta dziewczyna nieświadomie sprawiała, że moje myśli zaczęły się toczyć innym torem, zupełnie zapominając o złamanym sercu.

Życie w sumie nie jest takie złe. Tylko trzeba umieć zapominać.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz